Każda stymulacja i każda chwila oczekiwania na informacje o zarodkach to trudny czas. Dla każdej pary. Dla nas także nie były to łatwe chwile.
Kiedy siedziałem i 3 godziny czekałem na Żonę byłem zaniepokojony. To jednak zabieg przy pełnym znieczuleniu. Teoretycznie powinienem być odprężony. W końcu przed momentem oddałem nasienie do zapłodnienia. Jednak tego typu zabieg nie jest nawet przyjemny. Mechaniczny, bo tak trzeba. Pozostało oczekiwanie. Próbowałem czytać na tablecie książkę techniczną - związaną z branżą, w której pracuję. Przeczytałem z 10-15 stron i odpuściłem. Wolałem wpatrywać się w przestrzeń wypełniając umysł pustką. Nie myśleć. Po prostu czekać.
Udało się. Żona wyszła z oddziału i wróciliśmy do domu. Rozpoczęło się odliczanie. W klinice nie chcieli nic powiedzieć.
Wizyta podczas transferu była zaskoczeniem. Udało się zapłodnić 3 komórki. Jeden zarodek został zamrożony, drugi był na obserwacji (w końcu nie przetrwał) i pozostał trzeci. Ten, który nam podano. Zaskoczenie było ogromne - był to zarodek najlepszej możliwej jakości. Powróciła wiara w powodzenie. Czytaliśmy cały czas Murphy'ego o pozytywnym myśleniu i nastawialiśmy się na plus. Udało się. Od tego momentu mocno wierzyłem, że Żona zajdzie w ciążę.
Transfer przebiegł spokojnie, choć było sporo par i całość wydawała się "hurtowa". Podano zarodek. Rozpoczęło się kolejne odliczanie. Pierwsza weryfikacja, standard - ustawienie leków.
Druga weryfikacja. Ta najważniejsza. Czekaliśmy 4 godziny na pojawienie się wyniku. Ciężko mi było skupić się na pracy. W końcu pojawiły się wyniki. Z zapartym tchem zajrzałem na wynik B-HCG.
26.9 mlU/ml.
Nie mogłem w to uwierzyć. Chłopaki nie płaczą. Ja się poryczałem. W pracy od razu wiedzieli o co chodzi. Wszyscy gratulowali. Teraz rozpoczęła się prawdziwa bitwa o maleństwo! Zrobimy wszystko, aby ciąża się utrzymała.
Do domu z pracy wróciłem przed 18. Uściskałem Żonę.
Duma mnie rozpiera. Myśli kotłują. Pozytywne myślenie, Matemblewo, rodzina i przyjaciele trzymający kciuki. Nie mogło być inaczej. Czy już otwarcie mogę powiedzieć: będę ojcem?
Niech ten wynik i te pozytywne emocje, które się w Tobie kotłują zostaną z Tobą na dłużej:) Zaciskam kciuki z całych sił!!!
OdpowiedzUsuńCały czas mi towarzyszą - chucham i dmucham na Żonę jak tylko mogę :) Musi być dobrze!
UsuńChuchaj, dmuchaj, dbaj, rozpieszczaj:) Z nadzieją szykuję się na piątkowe świętowanie:)))
UsuńMi też łezka poleciała, bo bardzo Wam kibicuję.
OdpowiedzUsuńChyba też z mężem wybierzemy się do Matemblewa ☺
Bardzo dziękujemy za kibicowanie. To dla nas ważne! Matemblewo polecam. Poza otoczką wiary jest to pięknie położony teren. Wyśmienity na spacer.
UsuńSuper!!!Gratuluję;)Mam nadzieję,że wszystko będzie dobrze:):)
OdpowiedzUsuńTeż mamy wieeelką nadzieję :)
UsuńGratulacje!:)
OdpowiedzUsuńDziękujemy, dziękujemy :)
UsuńJejku Łukasz ;))))) Nie piszesz często , a tu taki hurtowy wpis :))) Super informacja :))) niech beta teraz ślicznie rośnie :))))
OdpowiedzUsuńNo faktycznie nie piszę zbyt często. Raczej przy okazji moich "nastrojów" albo wydarzeń tak jak to. A może powinienem częściej pisać? Choć miał być to tylko blog o in vitro - może w niewielkim stopniu zmienić charakter na blog osobisty/lifestyle'owy.
UsuńGratuluję i zazdroszczę tej radości z wyniku bety. Oby Wam los oszczędził niemiłych niespodzianek po drodze.
OdpowiedzUsuńDobrze, że potrafiliście zachować tę czystą radość normalnej pary- że teraz to się udało i możemy planować życie z dzieckiem.
Miałam dwa udane transfery, 3 bijące serduszka i nie ma ze mną żadnego z tych dzieci. To zabija radość z tego pierwszego sukcesu, a wyniku i tak nie zmieni.
Mam tak samo,wiem,że pozytywny test ciążowy nie gwarantuje nic...
UsuńŁukaszu czemu nic nie piszesz?Twoja żona pisze wspaniałe, ale nic o męskiej stronie nic...
OdpowiedzUsuńDokładnie Łukasz gdzie Ty jesteś? Pisz jak to wygląda z Twojej strony 😊
OdpowiedzUsuń